Ten artykuł nie stanowi opisu historii jednego małżeństwa. To opis bardzo typowego problemu, z którym, zaledwie w ciągu tylko jednego tygodnia zgłasza się do Sensity.pl przynajmniej kilkanaście par. Pojedyncze historie różnią się między sobą detalami. Zapewniam, że nie łamię tajemnicy zawodowej, nie naruszam zaufania jakim obdarzają mnie moi pacjenci, którzy dzielą się ze mną swoimi doświadczeniami. Poniższy wpis opieram na ponad stu prawie identycznych historiach.
Zaznaczam tę kwestię na wstępie również po to, żeby osoby, które czują się osamotnione borykając się na co dzień z opisanym tu problemem, zobaczyły, że nie są w tym same i że szansa na zmianę jest bardzo realna.
Ten wpis jest o życiu, bólu, cierpieniu, wybaczeniu, dojrzałości, zagubieniu, osamotnieniu, odwadze ale też słabości, która może przeobrazić się w siłę.
Jej historia
Renata jeszcze nie była nawet nastolatką, a już przejęła opiekę nad rodzeństwem. Kiedy miała 10 lat tata dostał wylewu i stał się częściowo niepełnosprawny. Wcześniej był silnym mężczyzną, który prowadził gospodarstwo rolnicze. Po wypadku jego żona musiała przejąć ciężar utrzymania domu i gospodarstwa. Mężczyzna nie potrafił pogodzić się ze stratą sił, często sięgał po alkohol, zamknął się w sobie. Matka pracowała od rana do nocy starając się związać koniec z końcem. Renata musiała przejąć opiekę nad młodszym rodzeństwem. Nie mogła sobie pozwolić na spotkania z rówieśnikami, bo zaraz po lekcjach odbierała rodzeństwo z przedszkola i szkoły, przygotowywała im posiłek, pomagała w odrobieniu lekcji. Już w szkole średniej znalazła pracę. Na studia wyjechała do dużego miasta, tam utrzymywała siebie i młodszego brata, który miał coraz większe problemy z alkoholem. Poświęciła wiele czasu, energii i pieniędzy na to, żeby brata wyciągnąć z nałogu. W międzyczasie opiekowała się również mamą, która przechodziła chorobę nowotworową. Młodsza siostra, która mimo osiągnięcia pełnoletności, przez rodzinę była traktowana nadal jak dziecko, nie poczuwała się do obowiązku pomocy przy chorej matce. Renacie z resztą nawet nie przyszło do głowy oczekiwać od niej pomocy, gdyż była przyzwyczajona do dźwigania odpowiedzialności za cały świat wyłącznie na swoich barkach. Nie czuła nawet złości do rodzeństwa, dla niej byli cały czas dziećmi, którymi miała obowiązek się opiekować.
Wyszła za mąż za Marka, szybko urodziła dwójkę dzieci. Pierwsze urodziło się z poważnymi powikłaniami i 4 miesiące spędziła w szpitalu przy chorym niemowlęciu. Męża odsyłała do domu, bo “w czym miał mi pomóc, przecież swoją piersią dziecka nie nakarmi?”. Po wyjściu ze szpitala, z małym dzieckiem w domu, wspierała brata, który po raz kolejny stracił pracę i nie miał z czego spłacić długów. Przygarnęła go pod swój dach, Marek się nie sprzeciwił. Po raz kolejny pomogła bratu spłacić długi, sama pracując po nocach, kiedy dziecko spało, a w jej łonie rosło nowe życie. Wtedy już prowadziła własną firmę. Była w 7mym miesiącu ciąży, kiedy u jej mamy odkryto nawrót choroby. Ostatnie miesiące ciąży spędziła w szpitalu, opiekując się umierającą matką. W domu zawsze było posprzątane, zakupy zrobione, ugotowane, mąż miał zawsze przygotowane śniadanie na rano i do pracy, uprasowane koszule. Nigdy nie narzekała. Nie myślała nawet o tym, że może mieć powód do narzekań. Miała przecież szczęśliwą rodzinę i świetnie dawała sobie radę z kolejnymi wyzwaniami. Kiedy drugie dziecko poszło do przedszkola odkryła zdradę męża. Z dużo młodszą koleżanką z pracy. Wybaczyła mu jeszcze zanim zdążył się przyznać.
Przypomniała sobie, że od dawna mąż prosił ją o to, żeby spędzili razem czas, tylko we dwoje bez dzieci. Wydawało jej się to wtedy fanaberią, po co tracić chwile, które mogą przecież spędzić razem z dziećmi. Przypomniała sobie, że mąż od kilku już lat narzekał na zbyt rzadkie zbliżenia między nimi. Nie traktowała tego poważnie. Poświęcanie sobie uwagi nie mieściło się w schemacie jej funkcjonowania. Jej nikt nigdy nie poświęcał uwagi, nie skupiał na jej potrzebach, nie doświadczyła bliskości, opieki, ciepła. Znała tylko jeden mechanizm – skupienie na zaspokojeniu potrzeb innych, nigdy swoich.
———–
Dlaczego nie słyszymy siebie nawzajem?
Dlaczego wobec tego Renata była głucha na potrzeby męża? Często dzieje się tak, że rzutujemy na bliską osobę te same przekonania, które dotyczą nas samych. W tym przykładzie, jeśli Renata miała przekonanie, że nie wolno się nad sobą użalać, trzeba zacisnąć zęby i skupić się na realizacji celu, to nieświadomie założyła, że mąż myśli i czuje tak samo. Druga sprawa jest taka, że jeśli w dzieciństwie nie doświadczyliśmy ciepła, bliskości, skupienia na naszych potrzebach, to w życiu dorosłym wcale nie dążymy do zmiany tej sytuacji, gdyż bliskość i uważność na własne potrzeby wydaje się sztuczna i jakoś tak uwiera. W konsekwencji, jeśli nie potrafimy wsłuchać się we własne potrzeby, to nie mamy szans usłyszeć potrzeb drugiej osoby. Owszem, będziemy dbać o bliskich, ale tylko w taki sposób, jaki sami uznamy za słuszny, czyli “wiem lepiej, czego potrzebujesz”. W tym trybie mąż miał uprane, ugotowane, uprasowane, ale jednocześnie czuł się nieważny i samotny. Zaspokojone były te z jego potrzeb, które prawdopodobnie, gdyby został zapytany o zdanie, ustawiłby na dalszym planie.
———
Jego historia
Marek pochodził z rodziny, w której ojciec w domu nie miał wiele do powiedzenia. Żył pracą, w domu był tylko ciałem, nie interesował się synami. Mama była dyrektorem w szkole podstawowej. Dużo pracowała, ale nie można było jej zarzucić zaniedbywania domu. Dzieci zawsze były nakarmione i ubrane. Ale na tym koniec. Marek miał młodszego brata. Obecnie utrzymuje z nim sporadyczny kontakt, nigdy nie było między nimi bliskiej więzi. Mama skupiona na swojej pracy, dbała tylko o to, żeby dom i dzieci dobrze się prezentowały, szczególnie w oczach sąsiadów. Marek nie potrafi przypomnieć sobie chwil spędzonych na rozmowie z mamą lub tatą, nie ma wspomnień z życia rodzinnego. Dzieciństwo spędził sam w domu, z bratem. Rodzice zawsze zajęci. Czuł się jakby był niewidzialny. Żył swoim życiem, nikt nie zwracał szczególnej uwagi na to, co się z nim dzieje. Związał się z Renatą, kiedy miał 24 lata. Imponowała mu hartem ducha. Zawsze jednak czuł, że od niej odstaje, że za nią nie nadąża. Pracował w dużej firmie, dobrze zarabiał. Ale Renata zawsze była o krok przed nim. Trudno było ją czymś zaskoczyć, zaimponować.
Na sesji z psychoterapeutą.
Na terapię umówiła ich Renata. Od kilku miesięcy, odkąd dowiedziała się o zdradzie, staje na głowie, żeby zachęcić męża do tego, aby znów zaangażował się w ich relację. Zorganizowała pierwszy odkąd pojawiły się dzieci wyjazd tylko z mężem na weekend. Codziennie inicjowała zbliżenia, zaczęła po kolei realizować to, o co przez długi czas bezskutecznie prosił ją mąż. Jednak bez skutku, Marek odsuwał się od niej coraz bardziej. Renata siedziała naprzeciwko mnie. Miałam wrażenie, jakby jednym tchem chciała mi streścić całe swoje życie. Mówiła bez przystanku. Ale kiedy skończyła opowiadać o tym, że wykorzystała wszystkie znane jej sposoby na naprawienie sytuacji i wszystkie zawiodły, nagle zamilkła. Przyznała, że po raz pierwszy w życiu zmierzyła się z bezsilnością, uczuciem dotąd jej nie znanym. Zawsze działała, znajdowała rozwiązanie, a teraz go nie ma i przyszła prosić o pomoc, pierwszy raz w życiu prosiła o pomoc.
Marek, który do tej pory siedział z drugiej strony kanapy sprawiając wrażenie niezainteresowanego rozmową, nagle się ożywił. Objął Renatę czułym spojrzeniem. Powiedział, że nigdy nie słyszał z ust żony, że z czymś sobie nie radzi, nigdy nie poprosiła go o pomoc. Jedyne co słyszał, to wyrzuty, że nie domyślił się w porę co powinien był zrobić, ale zwykle było już za późno.
Rozmawialiśmy chwilę o dziewczynie, z którą wszedł w bliską relację kilka miesięcy temu. Przyznał, że w tamtej relacji łatwo było mu się czuć mężczyzną, czuł się silny, mądry i potrzebny. Ona młodziutka, z małym dzieckiem, w trakcie rozwodu, potrzebowała wsparcia i opieki. Marek był na miejscu.
Dlaczego w takim razie nie wykazał się tą opiekuńczością wobec żony, dlaczego nie pomógł jej w dźwiganiu problemów z jej bratem, chorą matką, w codziennych obowiązkach przy dzieciach? Ponieważ czuł się niekompetentny. Bał się, że zawiedzie jej oczekiwania, że ona zawsze wszystko zrobi lepiej. Nie zawalczył. Tak, mógł postawić się Renacie, nawet siłą wyrwać jej ster z rąk. Mógłby tak postąpić, gdyby ktoś kiedyś w niego uwierzył, pokazał mu, że jest ważny, że da radę. Tymczasem on zawsze czuł się niewidzialny, zbyt mało wartościowy, żeby matka, czy ojciec zwrócili na niego uwagę. Przez lata starał się zaimponować Renacie, również bez efektu. Był zdziwiony, że jego romans w ogóle wywarł wrażenie na żonie, był przekonany, że nie ma dla niej znaczenia to, co on robi. Podziwiał Renatę. Zazdrościł jej siły, odwagi, tego, że zawsze wie co robić i robi to dobrze. Siebie zupełnie nie doceniał. Nie wierzył, że może stać się kiedyś dla niej prawdziwym wsparciem. Odpuścił. Siedząc naprzeciwko mnie na kanapie, zadał mi pytanie, czy to możliwe, że już nie kocha żony. Czy to normalne, że dziś nie czuje właściwie nic, że jest pusty.
W obu domach zabrakło męskiego wzorca. Gdyby ojciec Marka pokazał mu, że jest dla niego ważny, gdyby ojciec Renaty nie zapadł się w depresję po wypadku, tylko mimo pewnych ograniczeń nadal wspierał swoją żonę, prawdopodobnie Marek i Renata zachowywaliby się zupełnie inaczej. Oboje wynieśli z domów wzorce silnych, ale nieobecnych matek i braku ojca.
Jakie zostały ustalone cele w terapii?
Renata w terapii mierzyła się z poczuciem winy, które ją atakowało za każdym razem kiedy próbowała skupić się na swoich potrzebach, uczyła się akceptacji swoich słabości, poznawała swoją kobiecość, odkrywała dziewczęcość, na którą nigdy wcześniej nie było miejsca. Uczyła się oddawać innym przestrzeń do działania i akceptować, że mogą mieć inny pomysł na jej zapełnienie, który może okazać się równie dobry jak jej. Mierzyła się z lękiem przed utratą kontroli, uczyła się opierać poczucie bezpieczeństwa na relacji z innymi, nie tylko na sobie.
Marek z kolei walczył z negatywnymi i nieprawdziwymi przekonaniami na własny temat, uczył się zaufać sobie i działać mimo popełnianych błędów. Pracował nad poczuciem własnej wartości i męskiej tożsamości. Oboje otrzymali porządną dawkę wiedzy o tym jak budować zdrowe relacje i o tym jak ich zachowania, sposób myślenia wpływa na kształtowanie konkretnych przekonań i postaw u ich dzieci.
Marek, na początku bał się zaangażować w terapię, nie wierzył, że żona może się zmienić, nie wierzył, że on sam będzie w stanie stać się dla niej oparciem, śmiał się, kiedy mówiłam, że jeśli się nie podda, to niebawem w oczach żony odnajdzie dla podziw dla samego siebie. Bał się, że jeśli otworzy się ponownie na żonę, to znów będzie cierpieć. W końcu zaufał, zaryzykował.
Happy end?
Oboje dali radę. Skończyli terapię, wiedzą na co każde z nich powinno uważać, żeby nie wrócić do starego schematu. Czeka ich praca nad związkiem do końca wspólnego życia, ale już nie w terapii, tylko z samymi sobą. Wiedzą co robić, żeby czuć się dobrze ze sobą, żeby związek był siłą napędową w ich życiu. Teraz wiedzą, czym grozi brak uważności i pracy nad relacją, nie chcą do tego wracać.
Im się udało, bo oboje podjęli decyzję, że chcą się rozprawić, każde ze swoim własnym demonem, bez względu na to, dokąd ich to doprowadzi i jaką prawdę o sobie odkryją. Każde znalazło w sobie odwagę i odpowiedzialność przede wszystkim za samego siebie.
Nie każda tego typu sytuacja kończy się happy endem. Część par rezygnuje z terapii, kiedy muszą włożyć więcej wysiłku w pracę nad związkiem, niż zakładali, część rezygnuje jeszcze w przedbiegach, kiedy ego nie pozwala zmierzyć się z prawdą na własny temat i chcieliby widzieć winę tylko po drugiej stronie. Żyjemy w czasach fast foodów, szybkich nagród i niskiej tolerancji dyskomfortu. Wmawia się nam, że życie powinno być łatwe lekkie i przyjemne. Kobiety karmione są przekazem, że “bez względu na wszystko im się należy”, a mężczyźni z kolei, że “nie muszą nic”. Żyjemy w czasach trudnych dla bliskich relacji. Ale jeśli my nie zaczniemy zmieniać tego trendu, nasze dzieci będą żyły w bardzo nieszczęśliwym świecie egoistów nastawionych na szybką nagrodę i mały wysiłek.