– Kochanie, omijaj kałuże!
– Mamusiu, ale jak kocham błotko! – (i chlup…!)
Kałuże, to zmora większości mam. Niestety mamy, w większości wypadków stoją na z góry przegranej pozycji. No bo dzieci i kałuże to jak pszczoły i miód... :-) Istnieją oczywiście wyjątki, ale one tylko potwierdzają regułę, więc nie będę się na nich skupiać.
Drogie mamy, na kałuże nie ma rady. W myśl zasady, że wroga należy oswoić, spróbujmy zacisnąć zęby i zaakceptować tę błotnistą, niewymownie ogromną przyjemność, jakiej z lubością oddaje się nasze dziecko. Niech się wyszaleje w tych kałużach, może się zmęczy i wcześniej pójdzie spać, a my (jak już wrzucimy wszystkie ciuszki do pralki) zyskamy trochę czasu dla siebie.
Jednak aby nie zamienić domu w pralnię, proponuję wprowadzić jedną zasadę:
- do kałuży wchodzimy tylko w kaloszach. Jeśli od domu dzieli nas kilka albo kilkanaście minut spacerku, oznacza to, że malec musi wrócić do domu po kalosze i dopiero po ich założeniu będzie mógł wrócić do kałuży. W takich sytuacjach istnieje duża szansa, że dziecko po drodze zapomni o całej sprawie albo nam uda się mu zaproponować jakąś alternatywną rozrywkę. Dzieci lubią zasady i chętnie się do nich stosują, natomiast bardzo nie lubią zakazów. Jeśli będziesz konsekwentnie przypominała dziecku o zawartej umowie, dziecko bez kaloszy nie wejdzie do kałuży, co więcej będzie pilnowało, żebyś Ty także przez przypadek do niej nie wpadła!
- do kałuży wchodzimy zupełnie nago (w lecie wymarzona zabawa dla smyka, niestety w zimie niewykonalna :-().
Jak poradzić sobie z plamami?
Cóż, domyślam się, że nie takiej odpowiedzi oczekiwałyście, ale….. jedyne rozwiązanie, które oszczędzi nam skórę rąk i przede wszystkim czas to po raz kolejny oswoić wroga i udawać, że plam w ogóle nie widzicie (po którymś praniu w końcu i tak zawsze schodzą). A na uwagi „troskliwej” sąsiadki w stylu :” Jakie te Pani dzieci są brudne!” ze spokojem odpowiadajmy: „Cóż, dzieci dzielą się na te czyste i na te szczęśliwe” :-)